á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Ann Rule uznawana jest za królową true crime. W pozycji Morderca znad Green River opisała historię poszukiwania jednego z najbardziej niebezpiecznych morderców w historii Stanów Zjednoczonych. To potężne dzieło ukazuje nie tylko różne aspekty śledztwa policji, lecz przede wszystkim przybliża czytelnikowi ofiary Gary’ego Ridgwaya.
Książka skupia się na zaprezentowaniu działań i ofiar Mordercy znad Green River. Autorka rozpoczyna opowieść w momencie znalezienia pierwszych ciał kobiet. Opisuje działania policji, która nie miała łatwego zadania. Wiele miejsca pisarka poświęca na przedstawienie kobiet, które zamordowano. Przybliża ich sylwetki, opowiada o problemach, jakie miały, przytacza rozmowy z rodzinami. W większości ofiarami stały się młode kobiety, często nastolatki, które postanowiły zarabiać na życie przez prostytucję. Piękne, mądre, a jednak ufne i naiwne dały się podejść mordercy, który w bestialski sposób obszedł się z nimi i zakończył ich żywot.
O samym mordercy – jego dzieciństwie, młodości i motywacjach – dostajemy w międzyczasie krótkie rozdziały. Lepiej poznajemy go w momencie, gdy zostaje schwytany. Można jednak uznać, że przez swoje czyny daje nam swój obraz w postaci morderstw i znęcania się nad kobietami. To postać, która budziła we mnie dreszcze niepokoju.
Autorka w bardzo dobrym stylu snuje tę mroczną opowieść. Nie szuka taniej sensacji, jest wierna faktom, chociaż pojawiają się też fragmenty bardziej personalne, w których Rule opisuje swoje zaangażowanie w tę sprawę. Kobieta od początku działania mordercy zbierała informacje na jego temat, wycinki z prasy, przygotowywała się do wydania książki o tej sprawie. Jednak gromadzenie materiałów zajęło jej prawie dwadzieścia lat, bo tak długo nie udało się ująć sprawcy. Jeśli chodzi o prowadzenie narracji, to muszę przyznać, że nie czułam się znużona podczas lektury, chociaż momentami mogłoby się wydawać, że elementy się powtarzają. Powód jest prosty – sylwetki ofiar były często do siebie podobne, dlatego można było odnieść wrażenie, że czytamy o tych samych sprawach. Rule sprawnie posługuje się piórem, a przytaczane przez nią liczne biografie zmarłych kobiet nie są powielonym schematem. Książka ma ponad sześćset stron, ale nie czuć tej objętości podczas lektury. Przez tekst – mimo makabry tej sprawy – się płynie. Autorka umie utrzymać zainteresowanie czytelnika i budować atmosferę grozy i niepokoju, jednak nie w kiczowatym stylu.
Zaskakujące w tej pozycji było to, jak wiele ofiar miał na swoim koncie Ridgway, a także kim one w większości były. Czytając o tych młodych dziewczynach, byłam w szoku, że tak wiele z nich wybrało ulicę jako sposób na zarobek. Często nie były zmuszone sytuacją życiową, by się na to zdecydować. To mnie zastanowiło.
Morderca znad Green River to mocna pozycja, w której bardzo dobrze poprowadzona jest narracja. Autorka potrafi zaciekawić, świetnie snuje opowieść, ale nie ocenia ofiar. Czytałam z zapartym tchem, chociaż czasem musiałam odłożyć lekturę na bok, bo tematyka jest trudna i bywa szokująca. To nie jest książka na raz, na jeden wieczór – ze względu na treść i objętość.